Wojciech Młynarski

Życzliwy i zdystansowany Obserwator – Wojciech Młynarski

 

o polskiej rzeczywistości w piosenkach z lat 1965 – 1983

(tomik "Róbmy swoje")

 

Mówić Młynarskim, myśleć Młynarskim, znaczy właściwie opisywać rzeczywistość, odpowiednie dać rzeczy słowo. Nawet wtedy, kiedy ta rzeczywistość skrzeczy, bywa szara, i niełatwa. Życzliwy, zdystansowany Obserwator potrafi z ironii faktów wydobyć jakiś pozytyw, nadzieję. Nieżyjący już Wojciech Młynarski w swych utworach na przekór swoim czasom nieodmiennie gna do ludzi. Bo w sumie z nimi fajnie jest. Absolutnie!

 

W Polskę idziemy drodzy panowie - o socrealistycznej Polsce lat 1965 -1983

 

"Jedną Polskę mam tu, w domu,

szczerą myśl, serdeczne słowo,

druga Polska jest za progiem

i bełkocze nowomową."

 

"Trafiła wśród łąk socrealizmu kosa serca na kamień cynizmu" i "pękło mi serce, rok przed czterdziestką". Z jakiego powodu? Budowaliśmy z kumplami drogę, a kto sobie już wydeptał koleinę, to odwalał partaninę, licząc, że... przyjdzie walec i wyrówna. Dawno już ucichł śmiech w kabaretach, pozostał tylko towarzyski grób. Został żal i ironia - kuzynka bezsiły. I nie wiadomo, kogo bardziej trza się bać, czy tego "wójta, co na ludzi grzmi, czy tych facetów z całkiem innej wsi".

Wsród piosenek pobrzmiewa gorzka refleksja - kto na co dzień żyje w cyrku, temu cyrkiem zdaje się normalne życie. I dalej w tym tonie: "my tworzymy zwarte kadry, wspólna szajba nas jednoczy, wspólny cel niezmiennie świeci i niech tylko ktoś wyskoczy, my go zaraz – sami wiecie", więc wybiera, jak tonący, życie od oddechu do oddechu. Twierdzi, że najtrudniej rozpoznać bandytę, gdy dokoła sami szeryfi. Zaś o sobie i tym, co widzi, mówi: "Jestem nietypowy szczur, nie zmykam kiedy statek tonie..."

Wojciech Młynarski pisze dla serc na niepokój chorych, rozmyślając, żeby była jedna Polska w domu i za progiem i wierzy: "Dopóki prawdę nazywamy nieustępliwie ćwicząc wargi w mowie Miłosza, mowie Skargi przetrwamy..."

 

Gdy patrzą na nią, źle gra damę, a gdy mówi o sobie, to kłamie – polska miłość

 

Polska miłość nie spadła z obłoków. Musi brać zlecone prace, a potem jest senna w środku dnia. Nie umie się rozczulać. Pokłóci się na śmierć. Drze i klei fotografię. Zna na pamięć kodeks prawny. Czasem nie zna słowa dość, szczęściem zachłyśnie się na złość, umie przebaczać i drwić, na wiarę żyć i na dworcu z tobą piwo pić. A w małżeństwie? W towarzystwie przyjaźni męża z żoną, gdzie prezesów dwoje, wyraźnie dowiedziono, że w małżeńskim stanie mogą się spotkać przyjaźń i kochanie, i koleżeństwo, i uczucie tkliwe, tylko, że jest to absolutnie niemożliwe.

 

"Moja żona ma na imię Desdemona,

z moją żoną mi się życie nie układa.

A gdy patrzy na mnie rozżalona,

to uciekam wtedy przez nią do sąsiada"

Daj mimo wszystko Desdemono "cel dwóm istotom desygnowanym ku wspólnym wzlotom". Ta żona, jako matka, patrzy silna i cicha na spokojny sen syna i zaczyna rozumieć, że szczęście jest zamknięte w jego dwóch rączkach.

 

Róbmy swoje! Ta czynność jest zawsze na czasie...

Pan Wojciech ma wypaczony gust, lubi wrony, bo one wiedzą dokładnie, że ich głosy brzmią raczej nieładnie i Don Kichota, który nie umiał zestarzeć się ładnie, nie chciał spierniczeć sielankowo. Lubi swoje piosenki, które nie gustują w blichtrze, te, które nuci skromnie w swoim małym teatrzyku wyobraźni. I nie wyjrzy z ukrycia, aż się malarstwo i literatura zbliży do życia... do życia! Zwraca się do Stwórcy, aby sprawił, jako mądry Sternik, by nas łajba tak nie trzęsła. Życzy nam absolutnie wesołego powszedniego dnia i tego, abyśmy po prostu – robili swoje!

 

Piosenki z trudnych lat PRL- u i nie tylko. To się dobrze czyta, tego się dobrze słucha. To jest mądre i zabawne, gorzkie i ironiczne – po prostu trafne... spojrzenie życzliwego i zdystansowanego Obserwatora - Wojciecha Młynarskiego.